Bez języków obcych ciężko dziś o pracę. Gdy po porodzie wracałam do pracy i śledziłam portale z ogłoszeniami, w każdym widniał język angielski lub niemiecki. Niestety moje umiejętności językowe pozostawały wiele do życzenia. Musiałam zakasać rękawy i usiąść do nauki, by przypomnieć sobie choć odrobinę obcej mowy. Wtedy obiecałam sobie, że mój mały Maciuś będzie umiał język lepiej do jego mamy.
Już na wstępie chcę wam powiedzieć jasno, że nie jestem wiedźmą, która katuje swoje dziecko od małego obcym słownictwem. Kocham mojego syna i chcę mu zapewnić beztroskie dzieciństwo. Moim zdaniem nauka języka może iść w parze z zabawą. Dlatego gdy młody zaczął mieć zajęcia językowe w przedszkolu postanowiłam odrobinę pociągnąć temat w domu. Tradycyjnie przebuszowałam fora porozmawiałam z nauczycielką w przedszkolu i przystąpiłam do dzieła. Oboje z mężem postanowiliśmy jedno, jeśli Maciek nie będzie chciał się uczyć w domu odpuścimy. Ma tylko 4 lata i nie chcieliśmy go zniechęcić do języka obcego już za młodu. Jednak jako sprytna mama przemyciłam angielski do zabawy.
Mózgi maluchów chłoną wiedzę jak gąbka, dlatego nauka języka Maciusia okazała się bardzo prosta. Młody przyswajał wiedzę jak szalony! Zaczęłam od bajek i piosenek, znalazłam w sieci proste filmiki, które mają wyraźnego lektora, a teksty nie mają skomplikowanego słownictwa. Maniek tak się wkręcił w te filmiki, że nie mogłam go odciągnąć od monitora. Lepszy efekt przyniosły jednak piosenki, gdy tylko usłyszał dźwięk Small Potatoes śpiewał po angielsku razem z nimi. Kolejnym krokiem była nowa maskotka. Będąc na zakupach wpadłam na pomysł, że kupię Mańkowi nowego pluszaka smoka. Miał już jednego przywiezionego przez ciocię z Krakowa, jednak lata ślinienia odbiły na nim swoje piętno. Wracając do domu smoka nazwałam John, tak by brzmiał brytyjsko 🙂 Młody nawet nie pytał dlaczego maskotka tak się nazywa, od razu stał się jego najlepszym kumplem. Wmówiłam mu, że John nie zna polskiego i trzeba do niego czasami mówić po angielsku, by nie czuł się samotny. Mąż popukał się po głowie i stwierdził, że jestem chora, a Maniek będzie płakał przeze mnie. Bardzo się mylił, synek pokochał smoka i w mig nauczył się podstawowych pytań i zdań. Później pomysły na zabawy językowe przychodziły już same. Sprzątaliśmy dom to wskazywałam palcem na przedmioty i nazywałam je po angielsku. Małemu podobało się to bardzo i mnie naśladował. Gdy byliśmy w zoo nauczyłam go paru obcojęzycznych nazw zwierząt. Wiem, że to nie jest jeszcze prawdziwa nauka języka. Widzę systematyczne postępy, my się bawimy, a wiedza sama wchodzi do głowy. Czy nie o to w tym wszystkim chodzi? A Wy co o tym myślicie kochane mamy? Uczyć malucha języka czy nie?
Jestem młodą mamą, która chce pokazać, że macierzyństwo nie musi być drogą przez mękę. Dziecko może być najlepszym życiowym kompanem, wystarczy tylko nauczyć się radości z rodzicielstwa. Mam nadzieję, że moje rady sprawią, że wychowanie malucha stanie się dziecinnie proste!
Copyright © Babyvital 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone.